Bezgłośny krzyk

Wciąga mnie kosmosu czarna dziura…
Bezgłośnie wołam w stronę ludzi
przepływających obok mnie jak chmura,
śniących swe sny… Nikt się nie obudzi.

Szamoczę się w niezrozumienia sieci,
tłum niewidzących wokoło się snuje.
Słabość niemocy współczucia nie wznieci.
Wszyscy zajęci. Krzyk w próżnię wzlatuje…

Ciało zwinięte w konwulsjach cierpienia,
gdy ostry sztylet wciąż przeszywa serce…
Nikt nie zatrzyma łez słonych strumienia
co płynie wewnątrz w samotnej udręce.

Miotam się w labiryncie opętania…
Cierpiąca dusza w rozpaczliwej ciszy
trwożnie do Boga z modlitwą się skłania,
z wiary nadzieją, że On ją usłyszy.

Chicago, June 2019