Liliowym bzem zapachniało majowo,
chciałoby się rozciągnąć w trawę świeżo ściętą.
Czy ta miłość wiosenna uśmiechnięta wesoło
ma szansę przetrwać pierwsze święta…?Świąt jest wiele! - zawołasz przekornie,
delikatnie oplatając mnie swoim ramieniem.
Mrużąc oczy, z drżeniem poddaję się tobie bezwolnie…
Zniknął świat. Nie ma nic, poza twoim i moim istnieniem.Nieokiełznany szał, jak ogień trawi nas od środka,
gdy obok czas powoli, jak leniwa rzeka płynie.
Wieczność trwa zanim usta twe spotkam.
Zostań, niech ta chwila przelotna nigdy nie minie.Pragnąc siebie namiętnie nawzajem,
deszczem pieszczot się obsypujemy.
Bezmyślnie zawieszeni między piekłem i rajem,
nie mamy planów, przyszłością się nie przejmujemy.Nasza miłość mieszka w pszenicznych łanach,
albo bezwstydnie pląsa po łąkach pogańskie tańce.
Nie słucha rozsądku, niewinnie roznegliżowana,
taka jasna, że swym blaskiem może przyćmić słońce.Nagle - powoli wstanie i we mgłę gęstą wejdzie,
wiarołomna, niepomna na przysięgi słowa zaklęte,
zostawi rozczarowane zdziwienie wszędzie,
szeroko otwarte, niedowierzające, po sobie puste miejsce.